Category: Wywiady

Wywiad przeprowadził: Piotr Zbroziński

Co działo się z Tobą od wydania płyty Two?

Rob Halford: – Po wydaniu Two zrozumiałem, jak ważne są dla mnie możliwości mojego głosu, mojej muzyki i gdzie jest moje miejsce w tzw. świecie heavy metalu. Po koncertowych doświadczeniach z tą płytą zdałem sobie sprawę dokąd muszę powrócić. To była bardzo prosta decyzja, nie wybór lecz coś oczywistego. Wspaniale pracowało mi się z Trentem Reznorem, ale uważam to raczej za eksperyment, niż za rzecz trwałą. Nagrywanie z nim było możliwością, z której skorzystałem, ponieważ ogromnie szanuję i podziwiam Trenta. Jest bardzo utalentowany. Kiedy zapytał, czy chcę z nim pracować, powiedziałem: – Tak, zobaczmy, co potrafimy zdziałać. Wszyscy wiedzieli, że z nim pracuję i dlatego chcieli usłyszeć tę płytę, sprawdzić, co wymyśliliśmy. Ja z kolei wiedziałem, że nie będzie to album metalowy. Wydałem go, bo wierzyłem, że to, co nagraliśmy, jest fajne. Wypuściła go wytwórnia Trenta Nothing Records. Podczas trasy z Two zrozumiałem, że to nie ja, to nie Rob Halford, to nie bóg metalu, zagrałem więc parę koncertów tu w Europie i powiedziałem: – Stop. Nie ma sensu dalej tego ciągnąć, nie czuję tej muzyki. Wróciłem do Stanów kompletować zespół, napisać muzykę i oto po dwóch latach jest wynik. To takie doświadczenie zmartwychwstania.

Pracowałeś z wieloma producentami. Czy mógłbyś powiedzieć, jaki powinien być idealny producent i czy taki jest Trent Reznor, czy może ktoś inny?

Producent jest bardzo ważny. Każde moje nagranie ma producenta. Muzycy są zbyt egocentryczni. Gitarzyści chcą słyszeć w miksie tylko gitarę, wokaliści swój głos etc. – tacy właśnie jesteśmy. Po pierwsze potrzebujesz producenta, żeby nad wszystkim panował. On przychodzi i mówi: – Ja tu rządzę, słuchajcie się mnie, zrobię to, co wg mnie jest dla was najlepsze. Producenci nie tylko muszą rozumieć muzykę, ale i mentalność zespołu, muszą być psychologami. Kiedy wierzysz, że to facet lub dziewczyna do tej roboty, zaczynasz pracować. Trent Reznor to wyjątkowy człowiek. Żyje we własnym świecie i ma pod kontrolą absolutnie wszystko, w co się angażuje. Musisz odsunąć się i patrzeć jak tworzy. Nigdy wcześniej nie pracowałem z nim w studiu i nie znam go za dobrze, ponieważ jest bardzo skryty, zamknięty w sobie. Nie da się przekroczyć barier, które stwarza. Jest po prostu niezwykle złożonym człowiekiem o niesamowitym talencie.

Czy producentom łatwo się z Tobą pracuje, czy raczej walczysz, kłócisz się?

Cały czas się kłócę. W studiu jestem okropny. Czasem potrafię być miły, a czasem nie do wytrzymania. Jestem tylko muzykiem z dużym ego. Myślę, że po tych 22 płytach potrzebuję producenta, żeby powiedział: “- Wracaj do studia. Nagramy to jeszcze raz, bo nie zrobiłeś tego dobrze.” Szanuję producentów, z którymi pracowałem.

Jak zaczęła się Twoja kariera wokalisty i kiedy odkryłeś możliwości swojego głosu?

Długo nie zdawałem sobie sprawy, jakie możliwości daje mi mój głos. Zacząłem śpiewać w szkole mając 7, 8 lat. Zostałem odkryty przez nauczyciela muzyki. Nadal miło wspominam śpiewanie przed całą klasą w szkolnych przedstawieniach. Kochałem występować przed publicznością, popisywać się, wykorzystywać dar, jakim jest mój głos. Jednak grając rocka, metal, nie rozumiałem, jak mogę go wykorzystać. Dopiero od 1971 r. stałem się profesjonalnym muzykiem w Judas Priest. Wiedziałem, że posiadam coś niezwykłego, czego nie ma nikt inny. Wchodziłem do studia i odkrywałem nowe możliwości. Wokaliści są fizycznie ograniczeni. Po opanowaniu teorii i ćwiczeniu, jesteś w stanie grać na gitarze. Z głosem jest inaczej. Jeśli ktoś fałszuje, niech zapomni o śpiewaniu, bo nigdy nie zaśpiewa dobrze. Jeśli nie może wytrzymać dźwięku, pociągnąć melodii, poruszać się w różnych tonacjach w ramach swoich możliwości fizycznych, nie może śpiewać. Ja jestem szczęściarzem, mam niebywały głos, który potrafi wyczyniać dziwne rzeczy. Uwielbiam go używać, bawić się nim i cieszyć.

Nawet kiedy rozmawiasz ze mną, Twój głos brzmi bardzo profesjonalnie. Nie słyszę śladu zniszczenia mimo, że intensywnie go używasz. Czy to znaczy, że ćwiczysz śpiew, bierzesz lekcje?

Nie. Palę papierosy, piję dużo kawy. Nie robię nic. Wychodzę na scenę i śpiewam, idę do studia i śpiewam. Słucham tego, co zaśpiewałem i myślę “To brzmi nieźle”. Pytają mnie, jak udało mi się tak niesamowicie zaśpiewać? Nie wiem. Nie biorę żadnych lekcji śpiewu, nie trenuję. Po prostu wydaję z siebie dźwięki i wychodzi świetny rock’n’roll. Nie jestem wielkim śpiewakiem, jak Pavarotti. On ma najbardziej zadziwiający głos w historii. Nawet nie mogę pokiwać Pavarottiemu świecącą zapalniczką. Jestem tylko rock’n’rollowym piosenkarzem w metalowym zespole. Wychodzę i daję koncert. To wszystko.

Zdarzyło Ci się kiedyś załamać na scenie?

O tak. To nie tylko sprawa kondycji fizycznej. Najważniejszy jest odpoczynek czyli sen oraz właściwe odżywianie. Trzeba spać najwięcej, jak tylko się da. Poza tym na trasie nie daję żadnych wywiadów. Oszczędzam głos, bo im bardziej jest używany w ciągu dnia, tym bardziej się męczy, osłabia. Nie piję, nie biorę narkotyków. Jestem uzależniony od kofeiny i nikotyny, co nie jest takie najgorsze. To lepsze, niż uzależnienie od heroiny. To chyba wszystko. W przyszłym roku świętuję 30-lecie śpiewania metalu. Dziwne, czy co? Spójrzmy na Micka Jaggera albo Stevena Tylera lub Bruce’a Dickinsona (ja i Bruce śpiewamy prawie tyle samo czasu, chociaż jestem od niego starszy), wszyscy mamy niezwykły dar, który nadal daje się wykorzystać.

Przeczytałem gdzieś, że podobno chciałeś nagrać coś w stylu dance, że Cię to interesuje…

O.K. Czy to było przed 1986r., kiedy byłem narkomanem i alkoholikiem, bo to brzmi bardzo dziwnie. Pewnie powiedziałem tak, bo pojawiło się dużo muzyki industrialnej. Jej twórcy włożyli w nią taneczny rytm. Można tańczyć przy każdej muzyce. Stały, powtarzający się rytm muzyki dance jest nawet fajny. W Judas Priest mieliśmy dużo tanecznych rytmów. Turbo Lover to był niezły przebój disco. Słynny DJ w Nowym Jorku spytał, czy może zrobić dance’owy remix tego kawałka. Powiedziałem: -Tak. Zrób to. Miło jest widzieć, jak ludzie tańczą przy twojej muzyce. To wspaniałe, widzieć, jak ludzie ruszają się w jej rytmie. Nadal jest to forma rytualnego tańca plemiennego.

Jaki masz stosunek do tego, co pokazuje MTV? Śledzisz to, co tam “leci”?

Nie. Na MTV jest teraz tylko Britney Spears, Eminem albo N’Sync. A gdzie jest Emperor? Dlaczego w Total Request Live nie ma Emperora? Nie oglądam MTV. Muzycznie nie ma tam dla mnie nic, nawet nie ma czego się schwycić. W ogóle nie oglądam telewizji. Poza sportem jest tylko śmietnik. Nie chcę słyszeć złych wiadomości w dziennikach. Interesują mnie tylko te sprawy świata, które bezpośrednio dotyczą kultury, sztuki i do pewnego stopnia także człowieczeństwa. Jestem internetowym ćpunem i cały wolny czas spędzam w sieci.

A jakie sporty oglądasz najczęściej?

Koszykówkę i trochę piłkę nożneą. Kto zdobędzie puchar świata? Myślisz, że Anglia? Jeśli byśmy wyeliminowali tych głupich huliganów… Nie wiem. Ponieważ mieszkam w USA, rozwinęła się u mnie pasja do koszykówki. Moja ulubiona drużyna Los Angeles Lakers idzie po zwycięstwo w mistrzostwach.

Zapytam teraz o sprawę z 1992 roku, kiedy na koncercie Black Sabbath śpiewałeś zamiast Ronniego Dio. Jak do tego doszło?

Chodziło o to, że Ronnie nie chciał być na tej samej scenie z Ozzym. Nie pamiętam, kto do mnie zadzwonił, w każdym razie powiedział: – Wiesz, są te dwa pożegnalne koncerty Ozzyego w Kaliforni, a Ronnie nie chce śpiewać, czy mógłbyś pomóc? – ja na to: – Oczywiście, bo jestem największym na świecie fanem Black Sabbath. Potem z Tonym (Iommim – red.) ustaliliśmy listę utworów. Ćwiczyłem je po prysznicem. Po kilku dniach ćwiczeń mieliśmy jedną próbę w takim małym studiu w Phoenix, w Arizonie. Niesamowite. Nie mogłem w to uwierzyć: Tony Iommi po lewej, po prawej Geezer i chyba Carmine na perkusji, czy to był on? Nie. Vinnie. Tak, jego brat. To było niewyobrażalne, absolutnie niesamowite. Śpiewałem piosenki Black Sabbath razem z nimi.

Czy utrzymujesz kontakt z K.K. Downingiem, Glennem Tipitonem i lanem Hillem?

Cieszę się, bo odbuwowujemy naszą przyjaźń. Rozmawiamy, umawiamy się i jest dobrze. Przeżyliśmy ze sobą 20 lat. Czuliśmy się jak bracia. Niestety czasem zdarzają się rodzinne kłótnie i tak to wyglądało w naszym przypadku. Teraz na szczęście wszystko naprawiamy.

Zbliża się 30-lecie Judas Priest. Czy dacie koncert z tej okazji?

Wszystko jest możliwe. Nie mogę o tym dużo mówić, bo to delikatny temat. Najpierw musimy załatwić sprawy prywatne. Nie chcę jeszcze nic mówić, żeby nie wywołać nieporozumienia. Chcę, żeby wszystko szło gładko, tak jak dotychczas. Co będzie, to będzie. Muzyka jest tu najważniejsza i nie będziemy tego robić tylko dla pieniędzy. Jeśli będziemy mieli coś wartościowego do przekazania, koncert się odbędzie.

Włączysz jakieś piosenki Judas Priest do swojego repertuaru?

Tak. Kiedy skończę tę trasę, wracamy do Los Angeles i zaczynamy próby. Chcę wciągnąć do repertuatu te piosenki Judas Priest, które wcześniej były rzadko grane. Wszyscy już słyszeli “Breaking the Law” czy “Living After Midnight” po tysiąc razy. Nagraliśmy z 18 płyt, więc jest z czego wybierać.

Które płyty Judas Priest lubisz najbardziej?

Zawsze mówię, że “Sad Wings of Destiny”, bo to bardzo ważny moment dla mnie i dla metalu. Są tam świetne piosenki. Następna to “British Steel”, jest bardzo jasna, czysta i pewnie “Screaming for Vengeance”, “Painkiller”. Tak czy inaczej wszystkie nasze płyty przekazują coś ważnego.

W Waszych starych teledyskach jesteś ubrany w skóry, ćwieki itp. gadżety. Jak się teraz czujesz, kiedy widzisz siebie w takich strojach?

Uważam, że to fantastyczne. Ja to wszystko wymyśliłem. Jestem odpowiedzialny za to, że metalowcy zaczeli nosić skóry. Z początku nie istniał żaden konkretny image metalowca. Czułem się dobrze w skórze, bo ona pasowała do tej muzyki. Zawsze cieszyłem się, że wymyśliłem ten styl i doprowadziłem do wszelkich możliwych granic. Kiedy patrzę nań teraz, czuję się po prostu dobrze. Ta moda nadal świetnie się trzyma, bo jest ważna, wartościowa, jest częścią mnie. Przed wyjściem na scenę muszę wyglądać tak, żebym wiedział, że jestem gotowy do pracy. Tak samo piłkarz, kiedy zakłada swój strój. Trzeba być ubranym odpowiednio do tego, co ma się robić, aby zrobić to jak najlepiej.

Czytałem, że tekst piosenki “Small Deadly Space” odnosi się do AIDS. Czy jesteś zaangażowany w walkę z tą chorobą?

Fajnie, że o tym wspomniałeś. To jest odniesienie do tej okropnej choroby. Zagrożenie AIDS nadal istnieje i nie dotyczy tylko świata gejów, ale wszystkich. Kiedy wszystko się zaczęło, przekazywano dużo informacji na temat AIDS. Mimo to, choroba rozprzestrzenia się. Przecież w Afryce mamy teraz epidemię. Facetom mówię: – Załóżcie gumę! To pierwsza rzecz, jaką należy zrobić. AIDS jest tu nadal i nie ma na nie antidotum, istnieją jedynie leki przedłużające życie. Chciałbym, żeby rządy państw zachodnich włożyły więcej wysiłku i pieniędzy w badania nad lekarstwem przeciwko tej chorobie. Ono może być odkryte, ale potrzeba na to ogrom środków finansowych. Chcę widzieć wyleczonych ludzi, ocalone życia. Bardzo ważna jest też edukacja młodzieży. 15, 16-latki rozpoczynając życie seksualne myślą, że są nieśmiertelne. To straszne, że tacy młodzi ludzie zarażają się AIDS i umierają. Powinniście wiedzieć, że musicie dbać o siebie, bo tej choroby nie widać. Nie zobaczycie, że partner jest chory. Musicie zawsze się zabezpieczać, bo można mieć udany seks i jednocześnie być zdrowym.